Liśćmi kapusty okładam zmęczone nogi. Nogi proste, cztery nogi.
Zmęczone bieganiem lockdownowym,
po domu, w czterech ścianach. Na baczność!
Owijam kim czym?
kapustą kim-chi. Stary drewniany kredens
wygląda już bardziej zrelaksowanie.
Soki z wnętrza warzywa
wchłaniają się w drewniany mebel. Zmierzcha już,
za oknem. Wzdłuż parapetu
śnieg przecieka w żel beton. Przypadek?
Niemożliwe. Nic nie jest przypadkiem
i wszystko jest przypadkiem.
Odmianą, zmianą, formą, gatunkiem.
Eskimosi mają nieskończoną ilość słów by
nazywać kształty i rodzaje śniegu. Szkoci
dmą w kobzę też nieprzypadkowe nuty.
Może by jednak wszystko zrównać i uprościć?
Do mianownika,
do pionu.
Do głównej formy,
walcem przejechać języki
i polać roztopionym masłem?
Wrzucić do piekarnika i upiec jabłecznik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz