niedziela, 8 listopada 2020

 ***

    Spotkałam samą siebie we śnie. To był męczący sen, jak po tanich dopalaczach, aspirynie i apapie. Połykałam tlen w kapsułkach by rozszerzyć sobie wydolność płuc. Obok mnie starsza Pani na murach wysokiego, strzelistego zamku z krzyżem malowała dziwne znaki czerwona farbą. Panowie w czarnych sukienkach i jasno-tęczowych włosach wcierali balsam w zgromadzonych w zamku tłumnie ludziach. pachniał jak basen, jak woda z kranu, jak jak chlor. Obok, przy sklepieniu stały kobiety z mieczami w lewej dłoni. W prawej trzymały sól fizjologiczną lub karton mleka. Do mosiężnych pucharów wlewały biały napój, popijając łykiem czerwonego wina. W powietrzu zaczął dawało się wyczuć aurę mistycyzmu i zapach haszyszu.

    Ten dziwny stan zawieszenia nagle przerywa wtargnięcie mężnych chłopców w zielonych strojach. Na głowach mają czapki ze znakiem ptaka. Z drugiego końca zamku trudno mi dostrzec, czy to jastrząb, kura, orzeł czy kaczka. Przez moment zastanawiam się, czy to nie grupa ornitologów przybyła w posłudze do kobiet na zamku. Jednak nie. Przynoszą na noszach kolejnych ludzi, by tamci w czarnych sukniach i tęczowych włosach wtarli w nich balsam z chloru. Dziwnie działa ten specyfik. Zmienia ciało, jednak najsilniej wpływa na psyche. Odbiera złe myśli, choć także intensyfikuje zmysł węchu. Mieszanka mleka, haszyszu, magnolii i chloru unosi się teraz w powietrzu. Odurzeni, półprzytomni wpadają w stan hibernacji. nagle unoszą się w powietrzu, lewitując nad swoimi łóżkami.Bóstwo stojące w centralnym punkcie zamku ożywa. Głośno i rytmicznie klaszcząc w ręce wybudza ich z ciężkiej halucynacji. Teraz już mogą podzielić się swoją krwią.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz